MENU

Przesądy morskie

W ciągu wielu lat pływania po morzach i oceanach powstało mnóstwo przesądów. Zrodziły się głównie z ciemnoty i zabobonu, na którym wyrosły legendy i bajdy. Niektóre z tych przesądów doprowadziły do niezwykle okrutnych aktów, inne zaś były tak naiwne, że dzisiaj mogą jedynie budzić wesołość. Niektóre z dawnych przesądów trudne są w ogóle do wytłumaczenia. Chcemy przybliżyć  najbardziej znane przesądy marynarskie.

 

Feralny dzień - piątek

W wielu krajach przestrzegano dawniej bardzo skrupulatnie wyjścia statków w oznaczone dni, uważając je za pomyślne dla rozpoczęcia rejsu. Żeglarze hiszpańscy najchętniej wyruszali w morze w piątki. Dlatego chyba, że w piątek – dokładnie 3 sierpnia 1492 roku – Kolumb rozpoczął swój rejs, który jak wiadomo, zakończył się sukcesem. Natomiast żeglarze Wschodu uważali piątek za niezbyt szczęśliwy dzień do rozpoczęcia podróży, a to z tego względu, że stanowił dla nich dzień obrzędów religijnych. Przesąd ten przeniósł się i bardzo mocno zakorzenił w Europie.

Jeszcze do dzisiaj w wielu stoczniach – na wszelki wypadek – nie woduje się statków w piątek. Kapitanowie, nawet największych statków, wolą rozpoczynać podróż w inny dzień niż w piątek. Przesąd ten w dawnych czasach poważnie mścił się na żeglarzach. Jeżeli statek z tych czy innych powodów musiał rozpocząć podróż w piątek, na morzu zaś przydarzyła się nawet niewielka awaria, załoga nawet nie próbowała go ratować, zdając się na los przeznaczenia.

Marynarze anglosascy, zwłaszcza ci, którzy na co dzień obcują z Biblią, jeszcze teraz uważają za feralne do rozpoczęcia podróży następujące dni:

  • 2 lutego,
  • 31 grudnia,
  • pierwszy poniedziałek kwietnia,
  • drugi poniedziałek maja.

Są to według Biblii, dni w których ludzkość nawiedziły przeróżne kataklizmy.
 

Złe znaki

W dawnych czasach marynarze za niepożądane na pokładzie statku uważali wszelkie rzeczy kudłate, zwłaszcza futra, sądząc, iż przynoszą one nieszczęście w przeciwieństwie do rzeczy pierzastych, które traktowano jako szczęśliwe amulety. Być może dlatego w epoce żaglowców, tak wielu marynarzu miało papugi. Jednym ze złych znaków było pozostawienie pokryw lukowych na statku w pozycji odwróconej. Marynarze wierzyli, że pozwalało to przedostać się na dół złym duchom i ściągnąć nieszczęścia na statek. Jeżeli kapitan lub marynarz chciał rzucić urok na jakiś statek, wtedy wystarczyło przedostać się niepostrzeżenie na jego pokład i odwrócić pokrywę luku.
Innym złym znakiem dla marynarzy był fakt wypadnięcia wiadra lub ścierki za burtę, jak również podanie flagi przez szczebel drabiny. Kolejnym złym znakiem było kichanie. Kichnięcie na prawej burcie oznaczało pomyślność i szczęście w czasie rejsu, na lewej zaś zapowiadało nieszczęście.
 

Sposoby na wiatr

Gwizdanie na pokładzie statku czy okrętu było zakazane i karane, ponieważ gwizdkiem bosmańskim były wydawane polecenie i rozkazy. Rozkazów wydawanych głosem, nawet wykrzykiwanych, nie słyszało się ani w sztormie, ani w ogniu walki. Gwizdanie na pokładzie podczas sztormu uchodziło niegdyś za poważne przewinienie. Na dawnych żaglowcach karano za gwizdanie w czasie sztormu umieszczeniem marynarza na rei masztu aż do końca wachty. Wskazane było gwizdanie wtedy, gdy wiatru nie było, wierzono bowiem, iż tym sposobem się go wywoła. Wikingowie wierzyli, że jeżeli będą głośno gwizdać podczas ciszy Thor – bóg burzy i piorunów, odpowie im i jego potężny oddech wypełni żagle. W epoce dużych okrętów żaglowych, których ruch był uzależniony tylko od wiatru, wynajdowano przeróżne sposoby, aby wiatr wywołać. W czasie ciszy na morzu marynarze przybijali płetwę rybią do bukszprytu lub przeklinali najgorszymi wyrazami, aby w ten sposób obudzić św. Antoniego i sprowokować go do ruszenie wiatru. Należy pamiętać, że przeklinanie było karane, czasami jednak robiono wyjątki. Niektórzy marynarze chłostali się nawzajem batogami lub drapali maszt paznokciami, wypowiadając przy tym różne zaklęcia. Jeszcze inni wykonywali na linie specjalne węzły i przywiązywali ją do masztu albo gwiżdżąc wbijali w maszt noże ustawione rękojeścią w kierunku, z którego powinien nadejść wiatr. Dla zapewnienia pomyślnych wiatrów dobrze jest, aby kobiety wchodzące na pokłady jachtów podrapały paznokciami podstawy masztów. Chociaż współczesne kobiety nie wierzą w przesądy, czasem godzą się na uczynienie zadość morskiemu zwyczajowi.

Złe karły i kobiety

Ukazanie się karła - Klabautermanna oznaczało nadejście niebezpieczeństwa W opowieściach marynarskich powtarza się często postać tajemniczego karła, zwanego Klabautermannem. Karzeł ów zjawiał się wówczas, kiedy statkowi groziło jakieś niebezpieczeństwo. W miarę narastania niebezpieczeństwa karzeł wdrapywał się na któryś z masztów lub na bukszpryt i pozostawał tam tak długo, jak długo istniała jeszcze nadzieja ratunku. Jeżeli znikał, oznaczało to, że statek niechybnie zatonie.

W czasach żaglowców uważano, iż kobiety na statku przynoszą statkowi i załodze nieszczęście. Niektórzy kapitanowie traktowali obecność kobiet na pokładzie jako „diabli balast". Marynarze skrobali zaś ślady stóp kobiecych na pokładzie. Tłumaczy się to tym, że marynarze personifikowali statek z kobietą. Sądzono, że statek mógłby być zazdrosny o kobietę znajdującą się na jego pokładzie, w związku z czym okazałby swój gniew i stałoby się nieszczęście.
 

Moneta - rzecz niezbędna

Wiele współczesnych przesądów marynarskich sięga starożytności. Jednym ze starych zwyczajów jest włożenie monety w usta marynarzowi, który umarł na morzu i trzeba go tam pochować. Moneta ta była przeznaczona dla starego Charona, przewoźnika na promie, który przewoził dusze zmarłych na drugą stronę rzeki Styks. Natomiast moneta wkładana pod stopę masztu przy budowie statku miała stanowić opłatę dla Charona w przypadku, gdyby statek zatonął niespodziewanie wraz z całą załogą. Starożytni Grecy kładli monety „twarzą do góry", czyli jak byśmy powiedzieli dziś – reszką na zewnątrz.

Zdaniem przesądnych marynarzy monety pod stopą masztu chroniły statek przed niebezpieczeństwem na morzu. Tak uważał na przykład kapitan Andersen – Amerykanin dowodzący starym parowym kołowcem o nazwie Mary Powell. Statek ten przez 54 lata dzierżył prym wśród innych tego typu jednostek floty USA pod względem prędkości, robiąc średnio 13 węzłów. W dowód uznania dla jego sprawności pełnił funkcję jednostki flagowej podczas parady rzecznej w czasie odsłonięcia w Nowym Jorku Statuy Wolności w 1899 roku. Pewnego razu statek znalazł się w okolicach zatoki Hovestraw w oku potężnego huraganu. Wiatr i fala zmiotły z pokładu Mary Powell wszystko, co się na nim znajdowało. Statek wyszedł jednak z opresji „obronną ręką", szczęśliwie docierając do lądu z 200 pasażerami. Kapitan Anderson z głębokim przekonaniem twierdził później, że pomyślne zakończenie podróży zawdzięczać należy srebrnym monetom umieszczonym pod masztem reszką do góry. Podobno od tego czasu wszyscy nowojorscy budowniczowie statków kultywują tradycję „przepisowego" umieszczania monet pod stopą masztu.

Recencje książek żeglarskich
Strona używa cookies (ciasteczek). Dowiedz się więcej do czego służą i jak nimi zarządzać. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich używanie. zamknij